Ten wredny PR 2009. Jak Public Relations zmieniło Polskę, OnePress
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ten wredny PR 2009.
Jak Public Relations
zmieniło Polskę
Autor: Katarzyna Kolenda-Zaleska, Monika Olejnik,
Sebastian Chacho³ek, Wies³aw Ga³¹zka,
Andrzej Mleczko, Marek Ska³a, Wojciech K.
Szalkiewicz, Jacek ¯akowski
ISBN: 978-83-246-2440-9
Format: 140x208, stron: 248
Nie obra¿ajmy siê na PR, bo bez niego nie ma polityki. I nie b¹dŸmy hipokrytami.
Jak polityk nie stosuje PR, mówimy, ¿e jest md³y i nudny. Jak stosuje — mamy pretensje.
Katarzyna Kolenda-Zaleska
Œmieszy mnie, gdy partie wynajmuj¹ aktorów do spotów politycznych. Zupe³nie jakby
nie mo¿na by³o znaleŸæ kilku swoich prawdziwych zwolenników.
Monika Olejnik
Gdybyœmy naszych rodzimych przywódców spo³ecznych nazwali politykami, to równie
dobrze kierowcê buldo¿era mo¿emy nazwaæ architektem krajobrazu.
Sebastian Chacho³ek
Nasi politycy zamiast o RP, myœl¹ o PR.
Wies³aw Ga³¹zka
Jeœli wiesz, jak wygl¹da spin doktor, to jest to zwyczajny œciemniacz,
który kreuje w³asny wizerunek za kasê swojego klienta.
Twarz¹ prawdziwego spin doktora s¹ s³upki popularnoœci jego szefa.
Marek Ska³a
Iloœæ wydanych w czasie wyborów pieniêdzy nie zawsze decyduje o sukcesie.
Nie zast¹pi¹ one pomys³u na kampaniê, œwietnego has³a, nie zapewni¹
spo³ecznego entuzjazmu i wielu innych rzeczy, sk³adaj¹cych siê na udan¹ kampaniê.
Wojciech K. Szalkiewicz
Zaraza siê szerzy. Ale problemem nie jest tylko zawracanie g³owy opinii publicznej
g³upotami i utrata powagi przez wa¿ne organy pañstwa. Problemem jest to,
¿e organy publiczne myœl¹ o g³upotach i g³upotami siê zajmuj¹.
Jacek ¯akowski
|
TEN WREDNY PR 2009
Pora na „orliki” kultury
Gdy w Święto Dziękczynienia Barack Obama wraz z żoną
i córkami rozdawał kurczaki najbiedniejszym, spotkało
się to ze zrozumieniem mieszkańców Ameryki i nie było
zarzutów, że to akcja PR i pod publiczkę.
Prezydent elekt ma za sobą kampanię wyborczą i przynajm-
niej na razie nie myśli o kolejnej. Gdy nasi politycy otwie-
rają kolejne „orliki”, natychmiast zaczynają się pojawiać
kąśliwe uwagi o przecinaniu wstęg i zabieganiu o poparcie
wyborców. Wylicza się ministrowi sportu, ile to boisk otwo-
rzył, na ilu mówił to samo i ile razy kopał tę samą (a raczej
podobną) pomarańczową piłkę.
Może się ten rząd nie podobać, można mieć pretensje o to,
że robi za mało albo nie tak, jak trzeba. Wiele z tych zarzu-
tów jest i będzie słusznych, wystarczy przypomnieć skandal
z odmową samolotu dla prezydenta. Ale akurat w sprawie
„orlików” wszyscy powinni stanąć za rządem murem. Bo
to po prostu świetny pomysł. Tak, można powtórzyć za
premierem Donaldem Tuskiem — to projekt na miarę re-
wolucji cywilizacyjnej. Za kilkanaście lat nikt nie będzie
pamiętał, jak to Tusk kłócił się z Kaczyńskim albo Palikot
z prezydentem. A boiska zostaną, integrując lokalną spo-
łeczność i zapewniając dzieciom i młodzieży pozbawio-
nym innych form rozrywki miejsce do zabawy i nauki gry
w piłkę. Oczywiście może się zdarzyć, że niektóre boiska
nie są całkowicie gotowe albo wymagają jeszcze wykoń-
czeniowych prac. No i tak naprawdę co z tego? Za chwilę
boisko zostanie wykończone, dzieci będą miały gdzie się
spotkać — zamiast na blokowisku, to na boisku. Pewnie,
| 24
KATARZYNA KOLENDA-ZALESKA
|
może razić oprawa otwierania kolejnych „orlików”. To prze-
cinanie biało-czerwonych wstęg kojarzy się nieodmiennie
z czasami PRL-u. Choć może to tylko nam wszystko kojarzy
się z PRL-em, a dla tych młodych ludzi, którzy za chwilę wy-
biegną na boiska, to tylko pokaz teatru władzy. W sumie
nieszkodliwy, choć może trochę śmieszny. Ale to tak, jak
piętnować Obamę za te niewinne kurczaki dla biednych.
„Orliki” to świetny pomysł. I rządowi trzeba kibicować, że-
by mu wyszło, a samorządom kibicować, aby były w stanie
zagospodarować powstałe „orliki” — żeby nie marniały i nie
stawały się wyłącznie miejscem wizytacji kolejnych oficjeli.
Chodzi o to, aby to miejsce żyło i w wielu miejscowościach
pozbawionych wyśmiewanych w przeszłości domów kultury
— które nawiasem mówiąc, przydałyby się, i to jest kolej-
ne wyzwanie cywilizacyjne dla rządu, a dla ministra kultury
w szczególności — stałyby się miejscem tworzącym zręby
wspólnoty lokalnej. Może właśnie Bogdan Zdrojewski powi-
nien teraz przedstawić projekt „orlików” kultury — miejsca,
gdzie będzie i teatr, i kino, i możliwość spotkań z pisarzami,
a rząd, choć zajęty rozwiązywaniem problemów wynikłych
z wyzwań kryzysu światowego, zajmie się też skutecznym
podejmowaniem wyzwań stojących przed umierającą kultu-
ralnie prowincją. Może trzeba się wspólnie zastanowić, jak
samorządom pomóc taką wspólnotę tworzyć, może potrzeb-
ne są programy, które zagospodarowywałyby zdobytą prze-
strzeń publiczną. W Szkocji, gdzie rok temu Tusk zabiegał
o głosy Polaków na emigracji, zorganizowano mu fanta-
styczny piknik, na którym Szkoci i Polacy mogli wspólnie nie
tylko słuchać przemówienia polityka (na szczęście było krót-
kie), ale także wspólnie się bawić, śpiewać, grać w piłkę, jeść
i rozmawiać. Tusk był niewątpliwie dodatkową atrakcją,
ale powiedzmy sobie szczerze, niekoniecznie najważniejszą.
25 |
|
TEN WREDNY PR 2009
Bo gdy odjechał — festyn, rozmowy i integracja trwały
w najlepsze.
Jeszcze raz powtórzę, że „orliki” to świetny pomysł. I wcale
nie przejmuję się tym, że za chwilę ktoś to nazwie „lizusow-
skim zachwytem usłużnych propagandystów”. To ulubione
epitety tych, którzy jeszcze za rządu Jarosława Kaczyńskiego
piórem i głosem wspierali ideę IV RP. Oni wtedy nie byli
propagandystami ani lizusami. O nie! Oni byli obiektywnymi
głosicielami prawdy objawionej. Ci, którzy dziś ośmielą się
powiedzieć, że rząd coś robi dobrze, natychmiast stają się
celem inwektyw i ataków. W USA w kampanii wiele gazet
poparło Baracka Obamę. Nikt nie nazywał ich lizusowskimi
propagandystami.
Może w końcu skończyć z obrzucaniem się oskarżeniami
i przyjąć zasadę, że każdy z nas ma prawo do własnego zda-
nia i własnych opinii.
| 26
MONIKA OLEJNIK
|
Możliwe tylko w Ameryce
To tylko w Ameryce jest możliwe, żeby przegrany pogratu-
lował wygranemu. Podziwiam senatora Obamę, to histo-
ryczne wybory — tak mówił McCain. Wezwał wszystkich
swoich zwolenników, by nie tylko pogratulowali prezyden-
towi Obamie, ale by okazali mu dobrą wolę i dali z siebie
wszystko, aby znaleźć porozumienie w sprawach, które ich
dzieliły.
W Polsce pamiętamy, w jaki sposób Lech Wałęsa przekazy-
wał prezydenturę Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. I ma-
łostkowość prymasa Glempa, który nie zjawił się w Sejmie
na jego zaprzysiężeniu.
Donald Tusk zacisnął zęby i gratulował Lechowi Kaczyń-
skiemu wyboru na prezydenta, ale Lech Kaczyński dwa lata
później nie chciał zaakceptować tego, że Tusk pokonał jego
brata. I ciągle traktuje premiera jak dziecko, które można po-
klepać po plecach, któremu można wytknąć brak kindersztuby
i który tak właściwie nie nadaje się na to stanowisko.
Jarosław Kaczyński z kolei uważa, że premier Tusk chce być
jednocześnie prezydentem i premierem, nie dostrzegając, że
jego brat chciałby być i prezydentem, i premierem. Jedno,
co panów ostatnio łączy, to chyba zadowolenie z wyborów
w Stanach Zjednoczonych, chociaż Jarosław Kaczyński nie
dostrzega talentu u Baracka Obamy. Powiedział wczoraj, że
to nie talent osobisty, tylko pieniądze i oprawa przyczyniły
się do sukcesu. Jarosław Kaczyński zamknięty w Klarysewie
nie zauważył, że Obama jest świetnym mówcą, wybitnym,
charyzmatycznym politykiem. Jakim będzie w przyszłości,
49 |
[ Pobierz całość w formacie PDF ]