Terlecki,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
YSZARD
T
ERLECKI
ZW YCIĘSTWO, KTÓRE MIAŁO
BYĆ NIEMOŻLIWE
Kiedy 10 lutego 1989 r. – w cztery dni po rozpoczęciu obrad okrą-
głego stołu – odbywało się pierwsze zebranie zespołu do spraw
reform politycznych, jego uczestnicy zdawali sobie sprawę zarów-
no ze znaczenia przedstawianych propozycji, jak i z trudności ich
uzgodnienia przez obie strony biorące udział w tych bezprecedenso-
wych negocjacjach.
Komuniści, planując dopuszczenie przedstawicieli opozycji do udziału w zarządzaniu
państwem, chcieli jednocześnie zapewnić sobie taką przewagę, aby ster władzy nadal po-
został w ich rękach. Zgadzali się wpuścić do parlamentu opozycyjnych posłów, ale chcieli
wyborów „niekonfrontacyjnych”, z jedną listą wyborczą, wspólną dla kandydatów opozycji
i przedstawicieli reżimu. Domagali się również listy krajowej, gwarantującej wybór grupy
swoich liderów; żądali ponadto utworzenia komisji weryfi kującej zgłaszanych kandydatów,
a także oceniającej – i w razie potrzeby skreślającej z listy – tych, którzy nie zastosowaliby
się do ustaleń przyjętych przy okrągłym stole.
Strona opozycyjna (często mówiono i pisano: strona solidarnościowa, co było o tyle
nieprecyzyjne, że reprezentację zwolenników przebudowy ustroju państwa tworzyli przed-
stawiciele Komitetu Obywatelskiego, a nie władze zdelegalizowanego Związku) odrzucała
wszystkie trzy proponowane rozwiązania. Impas w rozmowach spowodowało też wycofa-
nie się komunistów z wcześniejszej propozycji podziału sejmowych mandatów w proporcji
60 proc. dla strony reżimowej i 40 proc. dla opozycji, na rzecz nowej koncepcji 65:35. Opo-
zycja, zgadzając się na dokonanie podziału mandatów jeszcze przed wyborami, domagała się
jednak, aby niedemokratyczna ordynacja obowiązywała tylko ten jeden raz, co pozwoliłoby
przeprowadzić – po upływie czteroletniej kadencji – w pełni wolne wybory.
Już od 2 marca odbywały się w Magdalence spotkania w mniejszym gronie, z udziałem
m.in.: Lecha Wałęsy, Bronisława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego, a po przeciwnej stronie
– Czesława Kiszczaka i Stanisława Cioska, podczas których szukano możliwości rozwiązania
spornych problemów. To w Magdalence zgłoszona została propozycja Aleksandra Kwaśniew-
skiego, aby w zamian za przyjęcie przez opozycję proporcji 65: 35, zgodzić się na wolne wy-
bory do senatu. Podczas kolejnych spotkań zdołano ustalić ostateczny kształt ordynacji wybor-
czej; 7 kwietnia uchwalił ją posłusznie sejm peerelu, zaledwie dwa dni po zakończeniu obrad
okrągłego stołu. Stu senatorów miało zostać wybranych w wolnych wyborach, jednak według
zasady: po dwóch senatorów z każdego z 49 województw (wyjątek uczyniono dla Warszawy
i Katowic, skąd wybierano po trzech senatorów), co oznaczało, że rolnicze i słabiej zaludnione
regiony miały taką samą liczbę reprezentantów, jak okręgi wyborcze o nawet dziesięciokrotnie
wyższej liczbie ludności. Komuniści wierzyli, że o ile opozycja odniesie sukces w dużych mia-
stach, to na prowincji fotele senatorskie obsadzą kandydaci PZPR.
Do sejmu wybierano 460 posłów, z czego 264 miało przypaść stronie reżimowej, repre-
zentowanej przez partię komunistyczną, czyli PZPR, oraz ZSL, SD i małe ugrupowania ka-
98
tolickich kolaborantów. Tę pulę powiększało także 35 mandatów z listy krajowej, na której
umieszczono najważniejsze fi gury – jak to nazywano – rządowej koalicji: Mieczysława Ra-
kowskiego, Kiszczaka, gen. Floriana Siwickiego, Cioska, Stanisława Kanię, a także Alfreda
Miodowicza z reżimowych związków zawodowych, Romana Malinowskiego z ZSL i Jerzego
Jóźwiaka z SD. O pozostałe 161 mandatów toczyć się miała wolna walka wyborcza pomiędzy
kandydatami opozycji a osobami bezpartyjnymi, wystawionymi przez PZPR. Według przy-
jętych przy okrągłym stole, ale niezapisanych ustaleń, połączone izby sejmu i senatu miały
następnie dokonać wyboru gen. Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta peerelu. Zdecydowa-
no, że wybory parlamentarne odbędą się w dwóch turach, a termin pierwszej, wbrew sprze-
ciwom opozycji, ustalono na 4 czerwca. Jak stwierdził Geremek, główny negocjator strony
opozycyjnej: „Mówiliśmy, że nie ma potrzeby tak dramatycznie przyspieszać biegu historii”
1
.
Komuniści jednak mieli nadzieję, że krótki termin wyborów uniemożliwi opozycji skuteczne
przeprowadzenie kampanii.
Okrągły stół zapewnił ponowną legalizację „Solidarności” (co nie było równoznaczne
z relegalizacją wcześniejszych struktur) oraz w części demokratyczne wybory. W jakiejkol-
wiek innej sprawie nie osiągnięto właściwie niczego. Po wielotygodniowych negocjacjach po-
zostały jedynie protokoły rozbieżności, a przykładem najlepszym i zarazem najgroźniejszym
dla przyszłości państwa była sprawa reformy wymiaru sprawiedliwości, który po okrągłym
stole uodpornił się na wszelkie próby zmian. Przeciwnicy okrągłego stołu uważali, że należy
poczekać, aż komunizm osłabnie jeszcze bardziej. A jednak to, co opozycji udało się uzyskać,
stanowiło zapewne maksimum ówczesnych możliwości. Lech Kaczyński tak objaśniał mo-
tywy uczestników porozumienia: „Nie należało czekać! Ten system miał jeszcze sporo siły,
a w Rosji sytuacja była głęboko niejasna. Nikt nie miał pewności, co będzie dalej. Należało
korzystać z okazji. […] Inną sprawą jest, jak porozumienie okrągłego stołu traktowano póź-
niej. Pewna część elity solidarnościowej potraktowała je niestety jako coś wieczystego”
2
.
Kampania wyborcza
Opozycja miała półtora miesiąca na kampanię wyborczą, dysponując jedynie bardzo
skromnymi środkami fi nansowymi, jednym dziennikiem – wydawaną od 8 maja „Gazetą Wy-
borczą”, „Tygodnikiem Solidarność”, który udało się wznowić już przed samymi wyborami,
oraz „Tygodnikiem Powszechnym”. Miała też ograniczony dostęp do telewizji i radia. Nie-
obecność w mediach nadrabiano wydawaniem „bibuły” i spontanicznym wysiłkiem tysięcy
ludzi, w tym wielu artystów, nauczycieli, wykładowców akademickich i studentów, organizu-
jących setki przedwyborczych spotkań i wieców. Duże znaczenie miała „szeptana propagan-
da”, a hasła w rodzaju „dobry komunista to skreślony komunista” dawały przyszłym wybor-
com poczucie udziału w czymś w rodzaju narodowej insurekcji. Bardzo przezorna okazała
się decyzja, aby na jedno miejsce wystawiać tylko jednego kandydata i w ten sposób uniknąć
rozpraszania głosów. Wspólne zdjęcie z Wałęsą i znaczek „Solidarności” dawały przepustkę
do sukcesu. Ugrupowania opozycji, których do okrągłego stołu nie zaproszono (m.in. Konfe-
deracja Polski Niepodległej czy Grupa Robocza Komisji Krajowej „S”), usiłowały wystawić
własnych kandydatów, ale sympatycy opozycji najczęściej traktowali wybory jako plebiscyt
za „drużyną Wałęsy”.
1
Rok 1989. Geremek opowiada, Żakowski pyta
, Warszawa 1990, s. 118.
2
O dwóch takich… Alfabet braci Kaczyńskich
, rozmawiali Michał Karnowski i Piotr Zaremba,
Kraków 2006, s. 160.
99
Wiosenna kampania 1989 r. była w Polsce pierwszą prawdziwą kampanią wyborczą od
czterdziestu lat (czyli od 1947 r., tyle że wówczas odpowiedzią komunistów na kampanię
PSL było sfałszowanie wyniku wyborów). Część opozycji, m.in. z „Solidarności Walczą-
cej”, wzywała do bojkotu głosowania. Jednak nawet dotychczasowi przeciwnicy okrągłego
stołu zaangażowali się we wspieranie Komitetu Obywatelskiego. Jednocześnie opozycyjna
młodzież żądała przyspieszenia demontażu reżimu, a na ulicach kilku miast działacze Ruchu
„Wolność i Pokój”, Federacji Młodzieży Walczącej czy Niezależnego Zrzeszenia Studentów
ścierali się z oddziałami ZOMO.
Obawy reżimu wzbudzała postawa Kościoła, dlatego pod adresem biskupów kierowano
ostrzeżenia i groźby, tak jak to miało miejsce 31 maja podczas posiedzenia Komisji Wspól-
nej Rządu i Episkopatu. Równocześnie funkcjonariusze bezpieki i Urzędu do spraw Wyznań
przeprowadzili rozmowy „profi laktyczno-dyscyplinujące” z ponad 2 tys. księży, starając się
uzyskać od nich deklaracje neutralności podczas przedwyborczej agitacji.
Komuniści przeprowadzili mdłą i nieudolną kampanię. W kierownictwie PZPR z każdym
dniem pogarszały się nastroje. Rakowski, premier ostatniego komunistycznego rządu, w dru-
giej połowie maja zanotował z goryczą: „W terenie atakują nas bez pardonu. W istocie mamy
do czynienia z walką o władzę. A co na to partia? Nadal jest w defensywie. […] Dziś nie ulega
już wątpliwości, że nie jest przygotowana do walki. Złożyło się na to wiele przyczyn. 45 lat
sprawowania władzy bez opozycji rozleniwiło ją. Inną przyczyną jest brak wiary w przy-
szłość PZPR, a w gruncie rzeczy – w przyszłość socjalizmu. […] Cały sposób prowadzenia
kampanii wyborczej dowodzi naszej wielkiej słabości. Partia nie jest zdolna do walki i trzeba
ją czym prędzej rozwiązać i stworzyć nową”
3
.
Wybory
Mimo niepomyślnych prognoz, komuniści do końca łudzili się, że zła karta odwróci się
w ostatniej chwili. W końcu maja w Biurze Politycznym KC PZPR przewidywano, że w se-
nacie realne jest zdobycie 30 proc. głosów, natomiast jeżeli w ostatnim tygodniu w mediach
ruszy zmasowana kampania, to możliwe będzie uzyskanie nawet 50–60 proc. Jeszcze 30 maja
na partyjnym zebraniu Jaruzelski butnie zapewniał swoich podwładnych, że w wyborach do
senatu bardzo słabym wynikiem będzie zdobycie 40 proc. głosów. Ale obiecywany przez
propagandzistów „rzut na taśmę” okazał się niewypałem. Polacy odreagowali upokorzenie
stanu wojennego i gospodarczej zapaści. Wynik wyborów zaskoczył nawet największych pe-
symistów w obozie władzy i największych optymistów po stronie opozycji.
W niedzielę, 4 czerwca, komunistyczny reżim dowiedział się, jak wątłe są fundamenty
jego władzy. Na 161 mandatów, o które toczyła się wyborcza walka, kandydaci Komitetu
Obywatelskiego zdobyli 160. Spośród mandatów zarezerwowanych dla kandydatów obozu
władzy, wymaganą większość uzyskało zaledwie troje (jeden z PZPR i dwoje z ZSL). Z kolei
z listy krajowej odpowiednią liczbę ponad 50 proc. głosów uzyskało jedynie dwóch mało
znanych kandydatów z ostatnich miejsc i to tylko dzięki temu, że wyborcy, skreślając na
krzyż całą listę, często nie objęli kreską ostatnich nazwisk. Katastrofa komunistów najbar-
dziej widoczna była w senacie, gdzie nie zdobyli ani jednego miejsca, podczas gdy opozycja
już w pierwszej turze obsadziła 92 mandaty. Żadnego mandatu nie zdobyli kandydujący poza
listą Komitetu Obywatelskiego przedstawiciele tych ugrupowań opozycji, które nie brały
udziału w rozmowach przy okrągłym stole.
3
M. F. Rakowski,
Dzienniki polityczne 1987–1990
, Warszawa 2005, s. 433 i 437.
100
Chociaż komuniści przegrali, niepokój niezależnych obserwatorów wzbudziła zaskaku-
jąco niska frekwencja, wynosząca 62,3 proc. uprawnionych do głosowania. Okazało się, że
ponad jedna trzecia dorosłych obywateli nie widziała potrzeby udziału w konfrontacji mię-
dzy reżimem a opozycją. Z pewnością tylko niewielka część spośród 37 proc. nieobecnych
posłuchała wezwań do bojkotu wyborów. Służba Bezpieczeństwa przeprowadziła analizę za-
chowania różnych grup społecznych i stwierdziła, że w wyborach m.in. nie wzięło udziału
67 biskupów (spośród 105) oraz prawie 60 proc. księży i zakonników. Ale po wojnie ducho-
wieństwo tradycyjnie wstrzymywało się od udziału w głosowaniu, natomiast niebezpieczna
była absencja tych wszystkich, którzy zarówno komunistów, jak i ludzi „Solidarności” trak-
towali jako część obcego i niezrozumiałego świata polityki. Wielu z tych obywateli peerelu,
którzy w czerwcu 1989 r. odmówili uczestnictwa w życiu publicznym, rok później tworzyło
elektorat Stana Tymińskiego, kuriozalnego kandydata w wyborach prezydenckich.
Sukces odnowionej „Solidarności” i skupionej wokół Wałęsy opozycji zdezorientował
polską opinię publiczną. Tym bardziej że zwycięzcy nie zamierzali dopuścić do objawów
spontanicznej radości. Kierownictwo Komitetu Obywatelskiego przekazywało swoim tere-
nowym odpowiednikom polecenia: żadnych demonstracji triumfu, żadnych nawoływań do
rozprawienia się z reżimem. Podczas spotkania z przewodniczącymi komitetów regional-
nych, które odbyło się 12 czerwca, Geremek i Jacek Kuroń przekonywali, że umowa zawarta
przy okrągłym stole musi być dotrzymana. Opozycja bez żadnych warunków zgodziła się
– w okresie między pierwszą a drugą turą, czyli w trakcie wyborów – na zmianę ordynacji,
pozwalającą komunistom obsadzić brakujące 33 mandaty z listy krajowej. Decyzja ta wy-
wołała oburzenie wielu działaczy „Solidarności”, którzy od swoich przywódców oczekiwali
zdyskontowania wyborczego zwycięstwa.
101
Swoje zakłopotanie z powodu sukcesu przywódcy opozycji tłumaczyli obawą przed ewen-
tualnym buntem zwolenników reżimu. Wałęsa napisał: „Uważałem, że mimo wszystko umowy
i ustalenia okrągłego stołu muszą być przestrzegane. Była to sprawa honoru, ale też ostrożności.
Mimo wszystko nie byliśmy jeszcze przecież całkiem u siebie”
4
. Rzeczywiście, komuniści roz-
pętali histeryczną kampanię przeciwko wynikom wyborów, które sami zaprogramowali tak, aby
opozycja nie mogła ich wygrać. Już 6 czerwca Kiszczak i Ciosek, podczas spotkania z Gerem-
kiem i Mazowieckim, straszyli „naciskiem dołów”, oczywiście partyjnych, na unieważnienie wy-
borów. Jednocześnie w wewnętrznych dokumentach, rozsyłanych członkom Biura Politycznego
i sekretarzom Komitetu Centralnego PZPR, przewidywano najczarniejszy scenariusz, według
którego opozycja zażąda renegocjacji umów okrągłego stołu i szybkiego rozpisania wolnych
wyborów. Nic takiego nie nastąpiło, co było zaskoczeniem nawet dla przywódców reżimu.
Operetkowe pomysły, takie jak postawienie w stan gotowości sił Ministerstwa Spraw We-
wnętrznych na wypadek, gdyby manifestacje radości ze zwycięstwa przerodziły się w zamiesz-
ki zmierzające do obalenia władzy PZPR, czy aktualizacja listy osób przeznaczonych do inter-
nowania na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego, były raczej świadectwem bezradności
reżimu, niż podjęciem przygotowań do „odwrócenia biegu wydarzeń”. W całym kraju pojawiły
się jednak plotki, upowszechniane rzekomo przez sprzyjających opozycji funkcjonariuszy, że
lada dzień nastąpi wielki powrót do dyktatury, przygotowywany w gabinetach bezpieki i garni-
zonach wojska. Pogróżki, chociaż ich spełnienie było całkowicie nierealne, częściowo okazały
się skuteczne i zdołały przestraszyć wielu biskupów i wpływowych działaczy opozycji.
W takiej atmosferze 18 czerwca przeprowadzona została druga tura wyborów, ciesząca się
bardzo skromnym zainteresowaniem, wyrażonym w zaledwie 25-proc. frekwencji. Opozycja
zdobyła brakujący, a ostatni z możliwych do zdobycia mandat poselski oraz 7 z 8 nieobsa-
dzonych jeszcze miejsc w senacie. Wielu z kandydatów reżimu dostało się do sejmu dzięki
poparciu „Solidarności”, w konkretnych przypadkach wzywającej swoich zwolenników do
głosowania na „reformatorów” z PZPR bądź do „wybierania najlepszych – spośród najgor-
szych”, często z satelickich ZSL i SD.
Reżim przegrał wybory, które były niemożliwe do przegrania. W pierwszych dniach i ty-
godniach wrażenie było piorunujące. Do Komitetu Centralnego napływały setki sprzecznych
ze sobą rezolucji i apeli: w jednych żądano rozwiązania PZPR, w innych domagano się przy-
jęcia „twardego kursu” wobec opozycji. Na dziesiątkach zebrań przywódcy PZPR rozważali
rozmaite warianty postępowania, jedyną już właściwie nadzieję upatrując w wyborze Jaru-
zelskiego na prezydenta. Sondowano stanowisko opozycji w sprawie przejęcia rządu w za-
mian za dotrzymanie zobowiązań wobec kandydatury Jaruzelskiego. Rozmowy na ten temat
przeprowadzono m.in. z Adamem Michnikiem i Kuroniem. Jednocześnie poufne kontakty
z przedstawicielami opozycji podjęła sowiecka ambasada w Warszawie.
Do pracy na rzecz wyboru Jaruzelskiego włączyła się także bezpieka. Wkrótce po drugiej
turze wyborów gen. Henryk Dankowski, wiceminister spraw wewnętrznych i szef Służby
Bezpieczeństwa, a wcześniej przez 23 lata funkcjonariusz Wojskowej Służby Wewnętrznej,
rozesłał do wojewódzkich urzędów spraw wewnętrznych zaszyfrowaną depeszę, w której
przypominał o utrzymaniu w gotowości najgroźniejszej broni reżimu. Domagał się, aby pilnie
dostarczono mu informacje o tajnych współpracownikach SB wybranych do sejmu i senatu
oraz nakazywał, aby w dołączonych do informacji charakterystykach uwzględnić „stopień
związania ich z naszą służbą, dyspozycyjność w realizacji zadań, a także ugrupowania poli-
4
L. Wałęsa,
Droga do prawdy. Autobiografi a
, Warszawa 2008, s. 284.
102
[ Pobierz całość w formacie PDF ]