Teraz albo nigdy - Sarah Dessen, Książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->SARAH DESSENTeraz albo nigdyTłumaczenie:Maria ZawadzkaDla Jaya – jak zawsze – i dla moich kuzynek,które tak jak ja noszą w swej pamięciwidok na rzekę i na zatokę,skomplikowane prawidła Przyciąganiai wszystkie drogi, którymi Nie Dotrzesz do Nieba.Potrzebna byłaby osobna książka, by was wszystkich wymienić.Wiecie, o kim myślę.Rozdział pierwszyJason wyjeżdżał na Obóz Mózgowców. Obóz ten miał oczywiście inną, oficjalnąnazwę, ale nikt jej nie używał.– No dobra – powiedział, wciskając do walizki ostatnią parę skarpet. – Lista.Jeszcze raz.Podniosłam kartkę, która leżała obok mnie.– Długopisy – zaczęłam czytać. – Notesy. Karta telefoniczna. Bateria do aparatufotograficznego. Witaminy.Zanurzał dłonie w walizce, starannie sprawdzał jej zawartość i odnajdywał każdywyszczególniony na liście przedmiot. Sprawdzać – po raz pierwszy, po raz drugi.Dla Jasona najważniejsza była pewność absolutna.– Kalkulator – wyliczałam. – Laptop…– Stop – przerwał mi, unosząc rękę w górę.Podszedł do biurka, rozsunął suwak leżącej na nim wąskiej, czarnej torbyi skinieniem głowy dał znak, że mogę już wrócić do lektury.– Przejdź do listy numer dwa.Przeleciałam wzrokiem listę aż do samego dołu, znalazłam pozycję LAPTOP(FUTERAŁ) i odchrząknęłam.– Puste płyty CD – kontynuowałam. – Listwa stabilizująca napięcie. Słuchawki…Kiedy mieliśmy już to wszystko za sobą, przebrnęliśmy przez główną listę oraznaprawdę długo i dokładnie recytowaliśmy punkty z działów zatytułowanychPRZYBORY TOALETOWE i RÓŻNE, Jason wyglądał na mniej więcej zadowolonego– miał pewność, że wszystko znalazło się na właściwym miejscu. Mimo to nieprzestawał krążyć po pokoju, bez przerwy mamrocząc coś pod nosem. Dążenie dodoskonałości wymaga pracy. Jeżeli nie chcesz urobić się po łokcie, nawet niezaczynaj o tym myśleć.Jason wiedział, czym jest doskonałość. W przeciwieństwie do większości ludzi, niemyślał o niej jako o czymś odległym, ledwo majaczącym na horyzoncie. Dla niegodoskonałość była na wyciągnięcie ręki. Nie miała to być tylko chwilowaprzyjemność, ale po prostu codzienność.Był mistrzem stanu w konkursach matematycznych, przewodniczącym szkolnegoklubu dyskusyjnego, miał najwyższą średnią w historii naszego liceum (od siódmejklasy uczestniczył w zajęciach przygotowujących do kolejnych etapów kształcenia,a od dziesiątej w zajęciach uniwersyteckich). Przez kolejne dwa lata sprawowałfunkcję przewodniczącego samorządu uczniowskiego, opracował też innowacyjnyszkolny program recyklingu, który został wdrożony w wielu częściach kraju, dotego mówił płynnie po francusku i hiszpańsku. Jego osiągnięcia nie ograniczały sięjednak do działań związanych z nauką. Jason stosował dietę wegańską, a podczasubiegłorocznego lata zaangażował się w budowę domów w ramach programu„Habitat for Humanity”. Jakby tego było mało, uprawiał jogę, w co drugą niedzielęodwiedzał babcię w domu spokojnej starości, a od ósmego roku życiakorespondował z chłopcem z Nigerii. Czegokolwiek próbował, robił to dobrze.Dla wielu ludzi mógł być irytujący. Mógł nawet przyprawiać o mdłości. Ale to niebył mój przypadek. Ja właśnie kogoś takiego potrzebowałam.Miałam tę pewność od naszego pierwszego spotkania na lekcji angielskiego.Chodziliśmy wtedy do drugiej klasy. Podzielili nas na grupy i mieliśmy opracowaćjakieś zagadnienie dotycząceMakbeta.Trafiłam do grupy z Jasonem i AmyRichmond, która, zaraz po tym, jak zestawiliśmy nasze ławki, oświadczyła, że niema pojęcia o „tych szekspirowskich pierdołach” i położyła głowę na plecaku. A pochwili już spała.Justin ledwo na nią spojrzał.– No cóż – powiedział, otwierając książkę – chyba powinniśmy brać się do roboty.Działo się to zaraz po tym wszystkim, co się wydarzyło, a ja byłam akurat w faziemilczenia. Słowa zupełnie do mnie nie trafiały, prawdę mówiąc, czasami w ogólemiewałam kłopoty z ich rozumieniem i wydawało mi się, że tekst, który próbujęczytać, został napisany w innym języku albo że zdania ułożono w odwrotnejkolejności. Parę dni temu, kiedy musiałam się podpisać, nie do końca wiedziałam,jak to zrobić – nawet to sprawiało mi problemy.No więc z Makbeta też nie mogłam niczego zrozumieć. Spędziłam cały weekend,walcząc z archaicznym językiem i dziwacznymi imionami bohaterów. Nie byłamw stanie rozgryźć w tej historii choćby najbardziej podstawowych spraw.Otworzyłam książkę i spojrzałam na jedną z kwestii: „Czemu godziną wprzódy nieumarłem! / Umarłbym szczęsny! Od tej bowiem chwili / Świat ten śmiertelny stracił,co poważne; / Wszystko jest tylko fraszką!”[1].No nie, pomyślałam. Wysiadam.Miałam szczęście, że trafiłam na Jasona. On nigdy nie pozostawiał losów swojejoceny w cudzych rękach i już dawno przyzwyczaił się do przejmowania inicjatywypodczas pracy w grupie. Otworzył więc zeszyt, odszukał czystą stronę i wziął doręki długopis.– Po pierwsze – zwrócił się do mnie – postarajmy się wynotować główne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mariusz147.htw.pl
  •