Terry Pratchett - Zlodziej Czasu, !!! 2. Do czytania, ELITARNE KSIĄŻKI
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Terry PratchettZłodziej Czasu(Thief of Time)Przełożył Piotr W. CholewaWedług Drugiego Zwoju Wena Wiecznie Zaskoczonego, Wen wyszedł z jaskini, gdzie doznał owiecenia, w wiatło brzasku pierwszego dnia reszty swego życia. Przez pewien czas spoglšdał na wschodzšce słońce, albowiem nigdy go jeszcze nie widział.Tršcił sandałem Mulisty Staw, swego ucznia pišcego przed jaskiniš, i rzekł:Zobaczyłem. I teraz rozumiem.Po czym przerwał i spojrzał na co obok Mulistego Stawu.Cóż to za niezwykły obiekt? zapytał.Eee... Eee... To jest drzewo, mistrzu odpowiedział Mulisty Staw, wcišż nie do końca rozbudzony. Nie pamiętasz? Rosło tu wczoraj.Nie było żadnego wczoraj.No ale... wydaje mi się, że jednak było, mistrzu. Mulisty Staw podniósł się z trudem. Pamiętasz? Przybylimy tutaj, a ja przygotowałem ci posiłek i dostałem skórkę z twojego sklang, bo ty jej nie chciałe.Pamiętam wczoraj owiadczył Wen w zadumie. Ale to wspomnienie jest w mojej głowie teraz. Czy wczoraj było prawdziwe? Czy może tylko wspomnienie jest prawdziwe? Zaiste, wczoraj się nie urodziłem.Twarz Mulistego Stawu stała się maskš pełnego udręki niezrozumienia.Mój drogi głupi Mulisty Stawie, poznałem wszystko wyjanił Wen. Najkrócej mówišc, nie ma przeszłoci ani przyszłoci. Istnieje tylko teraz. Nie ma czasu, jedynie teraniejszoć. Czeka nas wiele pracy.Mulisty Staw dostrzegł w swym mistrzu co niezwykłego: oczy mu błyszczały, a kiedy się poruszał, w powietrzu pojawiały się dziwne srebrzystobłękitne rozbłyski, jakby odbicia w płynnych zwierciadłach.Powiedziała mi wszystko cišgnšł Wen. Wiem, że czas został stworzony dla ludzi, a nie na odwrót. Nauczyłem się go kształtować i zaginać, wiem, jak sprawić, by chwila trwała wiecznie, ponieważ to już się stało. I mogę nauczyć tych sztuk nawet ciebie, Mulisty Stawie. Słyszałem puls wszechwiata. Znam odpowiedzi na wiele pytań. Zadaj jakie.Uczeń patrzył na niego zaczerwienionymi oczami. Ranek był jeszcze zbyt wczesny, by być zwykłym wczesnym rankiem. I to było jedyne, co Mulisty Staw w obecnej chwili wiedział na pewno.No... co mistrz chciałby zjeć na niadanie? zapytał.Wen spojrzał poprzez nieżne połacie, nad fioletowymi górami, ku złocistemu wiatłu dnia kreujšcemu wiat. I zadumał się nad pewnymi aspektami człowieczeństwa.Aha powiedział. Jedno z tych trudnych...Aby co istniało, musi być obserwowane.Aby co istniało, musi mieć pozycję w czasie i przestrzeni.To tłumaczy, dlaczego nie da się doliczyć dziewięciu dziesištych masy wszechwiata.Dziewięć dziesištych masy wszechwiata jest wiedzš o pozycji i kierunku wszystkiego w pozostałej jednej dziesištej. Każdy atom ma swojš biografię, każda gwiazda swojš teczkę, każda przemiana chemiczna swój odpowiednik inspektora z notatnikiem. Nie da się tego wyrachować, tutaj bowiem prowadzona jest rachunkowoć całej reszty, a nie można przecież zobaczyć własnej głowy od tyłu.[ Chyba że w bardzo małych wszechwiatach.]Dziewięć dziesištych wszechwiata to w rzeczywistoci dokumentacja.A jeli chcecie usłyszeć opowieć, pamiętajcie, że ona się nie rozwija. Ona faluje. Wydarzenia, które zaczynajš się w różnych miejscach i różnych czasach, zmierzajš wszystkie do tego maleńkiego punktu w czasoprzestrzeni, który jest momentem perfekcji.Przypućmy, iż kto przekonał cesarza, by włożył nowe szaty z materiału tak delikatnego, że dla zwykłego oka szat wcale nie było. I przypućmy, że jaki chłopczyk obwiecił ten fakt czystym, dononym głosem...Dostaniecie wtedy Opowieć o cesarzu, który nie miał ubrania .Ale gdybycie wiedzieli trochę więcej, byłaby to Opowieć o chłopcu, który dostał zasłużone baty za niegrzeczne zachowanie wobec władcy i został zamknięty w komórce.Albo Opowieć o całym tłumie, który został otoczony przez straże i poinformowany, że to się wcale nie wydarzyło. Jasne? Kto chce dyskutować?.Może to być również opowieć o tym, jak całe królestwo dostrzegło nagle dobrodziejstwa płynšce z nowych szat i wzbudziło w sobie entuzjazm dla zdrowych zabaw sportowych [Na ogół z użyciem wielkich, naprawdę wielkich piłek plażowych.] w wesołej i orzewiajšcej atmosferze, które to zabawy miały z każdym rokiem więcej wyznawców, aż doprowadziły do recesji spowodowanej krachem przemysłu tradycyjnych ubrań.Może to być nawet opowieć o wielkiej epidemii zapalenia płuc w '09.Wszystko zależy od tego, ile wiecie.Przypućmy, że przez tysišce lat obserwujecie powolne nawarstwianie się niegu, który jest prasowany i pchany po skale, aż lodowiec ocieli się swymi górami lodowymi do morza, a potem patrzycie, jak góra lodowa dryfuje po zimnych wodach, stopniowo poznajecie jej ładunek szczęliwych niedwiedzi polarnych i fok, które nie mogš się doczekać nowego, wspaniałego życia na drugiej półkuli, gdzie podobno pola lodowe pełne sš chrupišcych pingwinów, i nagle bum! tysišce ton nie wiadomo jakim cudem pływajšcego żelaza i ekscytujšca cieżka dwiękowa......chcielibycie poznać całš historię.Ta konkretna zaczyna się od biurka.Jest to biurko profesjonalisty. To oczywiste, że dla właciciela praca jest całym życiem. Sš tu pewne... sentymentalne akcenty. Ale to takie sentymentalne akcenty, które w zimnym wiecie obowišzku i rutyny dopuszcza użytkowoć.W większoci znajdujš się na jedynym fragmencie koloru w tym obrazie czerni i szaroci. To kubek. Kto gdzie chciał, by był to wesoły kubek. Znalazł się na nim niezbyt przekonujšcy obrazek pluszowego misia oraz napis Dla najlepszego Dziadka na wiecie. Lekka zmiana stylu liternictwa w słowie Dziadka zdradzała, że pochodzi z jednego z tych straganów, które majš setki takich kubków, informujšcych, że sš przeznaczone dla najlepszego na wiecie Dziadka/Tatusia/Mamy/Babci/Wujka/Cioci/Puste.W tej chwili w kubku znajduje się herbata z plasterkiem cytryny.Na posępnym blacie leży również nóż do listów w kształcie kosy oraz kilka klepsydr.mierć chwyta kubek szkieletowš dłoniš......wypił łyk, nieruchomiejšc tylko na chwilę, by raz jeszcze spojrzeć na napis, który czytał już tysišce razy. Odstawił kubek.NO DOBRZE, powiedział tonem dzwonu pogrzebowego. POKAŻ MI.Kolejnym elementem na biurku była mechaniczna konstrukcja. Konstrukcja to najlepsze słowo na jej okrelenie. Główny element stanowiły dwa dyski. Jeden ustawiono poziomo, a na nim umocowano kršg małych kwadracików czego, co miało się okazać dywanem. Drugi dysk stał pionowo i miał dużš liczbę ramion, z których każde podtrzymywało malutki kawałek chleba z masłem. Kawałki umocowano tak, by obracały się swobodnie, kiedy obrót koła niósł je w stronę kręgu kawałków dywanu.WYDAJE MI SIĘ, ŻE ZACZYNAM ROZUMIEĆ ZASADĘ, powiedział mierć.Malutka figurka obok machiny zasalutowała sprężycie i rozpromieniła się, jeli szczurza czaszka może promienieć. Wcišgnęła na oczodoły parę gogli, podkasała szatę i wgramoliła się do wnętrza mechanizmu.mierć nigdy nie był do końca pewien, dlaczego pozwolił mierci Szczurów na niezależnš egzystencję. W końcu był przecież mierciš, a to znaczy mierciš wszystkiego, łšcznie z wszelkiego rodzaju gryzoniami. Ale chyba każdy potrzebuje jakiej niewielkiej czšstki siebie, która może sobie pozwolić na metaforycznie bieganie nago po deszczu, [Co jest aktywnociš mocno przecenianš.] mylenie myli nie do pomylenia, chowanie się po kštach i szpiegowanie wiata, czyli robienie tego wszystkiego, co zakazane, ale zabawne.mierć Szczurów wolno nacisnšł na pedały. Koła zaczęły się obracać.Ekscytujšce, prawda? odezwał się chrapliwy głos tuż przy uchu mierci. Należał do Miodrzekła, kruka, który zadomowił się tutaj jako osobisty rodek transportu oraz dobry kolega mierci Szczurów. Angażował się w to wszystko, jak zawsze podkrelał, tylko dla gałek ocznych.Dywaniki zawirowały. Malutkie kawałki chleba uderzały w nie losowo, czasem z malanym mlanięciem, a czasem bez. Miodrzekł obserwował je uważnie, na wypadek gdyby gdzie miały się pojawić gałki oczne.mierć zauważył, że sporo czasu i wysiłku powięcono na wykonanie mechanizmu, ponownie smarujšcego masłem każdš powracajšcš kromkę. A inny, jeszcze bardziej skomplikowany, mierzył liczbę ubrudzonych masłem dywaników.Po kilku pełnych obrotach wskanik relatywnego zasmarowania dywaników masłem przesunšł się na 60 procent i dyski znieruchomiały.I CO? zapytał mierć. GDYBY ZROBIŁ TO JESZCZE RAZ, MOGŁOBY SIĘ PRZECIEŻ OKAZAĆ...mierć Szczurów przerzucił dwignię sprzęgła i znów zaczšł pedałować.PIP, nakazał.mierć posłusznie pochylił się bliżej.Tym razem wskanik przesunšł się zaledwie na 40 procent.mierć pochylił się jeszcze bardziej.Osiem kawałków dywanu, które zostały ubrudzone tym razem, okazało się bez wyjštku kawałkami ominiętymi podczas pierwszego testu.Pajęczynowe koła zębate zawirowały we wnętrzu. Wysunęła się drżšca tabliczka na sprężynach, z efektem będšcym wizualnym odpowiednikiem słowa brzdęk.W chwilę póniej dwa sztuczne ognie zapłonęły niepewnie po obu stronach słowa ZŁOLIWOĆ.mierć pokiwał głowš. Włanie co takiego podejrzewał.Przeszedł przez gabinet za biegnšcym przodem mierciš Szczurów i zatrzymał się przed wielkim zwierciadłem. Było ciemne jak dno studni. Ramę zdobił wzór czaszek i koci, głównie dla zachowania stylu: mierć nie mógłby spojrzeć sobie w oczodoły w lustrze otoczonym cherubinami i różyczkami.mierć Szczurów wspišł się na ramę i z jej czubka patrzył na mierć wyczekujšco. Miodrzekł podfrunšł i przez chwilę dziobał własne odbicie, zgodnie z zasadš, że zawsze warto spróbować.POKAŻ MI, powiedział mierć. POKAŻ MI... MOJE MYLI.Pojawiła się szachownica, jednak była trójkštna i tak wielka, że dało się zobaczyć tylko najbliższy narożnik. Włanie w tym miejscu tkwił wiat żółw, słonie, małe orbitujšce słońce i wszystko. To był wiat Dysku, is...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]