Teoria demokracji a reguły wyborów Raciborski, polityka socjologia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
NAUKA
3/2006 • 27-44
J
ACEK
R
ACIBORSKI
Teoria demokracji a reguły wyborów
Reguły wyborów przynależą do fundamentów demokracji, bowiem wybory są
podstawowym, acz nie wystarczającym jej warunkiem. Reguły nie są neutralne wobec
procesu wyborczego, współkształtują go i w wielkim stopniu wpływają na wynik wy-
borów, co zilustruję dalej na licznych przykładach z historii polskich elekcji. I to jest
kłopot dla tradycyjnie rozumianej teorii demokracji, która chciałaby widzieć wynik jako
zależny wyłącznie od indywidualnych preferencji tworzących lud obywateli. Tradycyjna,
czyli w istocie liberalna teoria demokracji postuluje, by sumować te preferencje i na
zasadzie większości dochodzić do decyzji społecznej. Zasada większości, uchodząca nie
tylko w potocznym rozumieniu za jedną z cech definicyjnych demokracji, nawet w naj-
prostszej formie aplikowanej do wyborów politycznych rodzi problemy nierozwiązy-
walne na gruncie prostej arytmetyki. Komplikacje w sytuacji, gdy od wyboru oczekuje-
my więcej niż wyłonienie jednego zwycięzcy, na przykład gdy pragniemy wybrać zarzą-
dzający komitet, w którego składzie personalnym jak najlepiej odwzoruje się rozkład
preferencji elektoratu, stają się tak wielkie, iż wymykają się wszelkim zdroworozsąd-
kowym pomysłom. Te właśnie komplikacje uczyniły z reguł wyboru problem naukowy
podejmowany od ponad dwustu lat i nabierający znaczenia wraz z upowszechnianiem
się demokracji. Pierwszym, który ukazał, że nawet prosty wybór za pomocą zasady więk-
szości może rodzić nierozwiązywalne trudności był markiz Jean Maria de Condorcet,
postać zapisana w historii nauki z wielu powodów. Wystarczy, że mamy do wyboru trzy
opcje x; y; z i trzech wyborców A; B; C, mających możliwość uporządkowania ich od naj-
lepszej do najgorszej i chcemy, by zwyciężyła ta, którą większość z nich uważa za naj-
lepszą. Oto możliwy rozkład ich preferencji:
A: x > y > z B: y > z > x C: z > x > y
Tak więc x wygrał z y w proporcji 2:1; y wygrał z z 2:1, ale z wygrał z x również 2:1.
W tej sytuacji nie możemy ustalić zwycięzcy. To jest właśnie paradoks cyklicznych
większości Condorceta. Można go wyrazić następująco: „Przechodniość relacji prefe-
rencji każdego głosującego nie gwarantuje, że zbiorowa (otrzymana w rezultacie gło-
sowania) relacja preferencji na zbiorze wariantów też jest relacją przechodnią” (Hołu-
biec, Mercik 1992:28). Wśród konsekwencji cykliczności wskazuje się przede wszyst-
Prof. dr hab. Jacek Raciborski, Instytut Socjologii, Uniwersytet Warszawski
28
Jacek Raciborski
kim możliwość wpływu na wynik głosowania za pomocą manipulacji porządkiem głoso-
wania. Nie brak głosów teoretyków, iż niebezpieczeństwo cykliczności dla praktyki de-
mokracji jest przeceniane, gdyż Condercetowski typ głosowania nie występuje w wy-
borach powszechnych, a poza tym – jak argumentuje Shapiro (2006: 18) – „(...)można
uznać przechodniość za sensowną właściwość racjonalności jednostek, ale nie bardzo
wiadomo, dlaczego mielibyśmy brać ją pod uwagę w przypadku decyzji grupowych”.
W dalszej krytyce nadwartościowywania paradoksu cyklicznych większości Shapiro zda-
je się jednak mylić cykliczność zmian rzeczywistych preferencji wyborców, dzięki czemu
możliwa jest alternacja rządów, z cyklicznością agregacji tych preferencji, o której trak-
tują teoretycy racjonalnego wyboru. Czym innym jest rzeczywisty rozkład preferencji
w jakiejś populacji i czym innym jest rozkład odwzorowany za pomocą jakiejś reguły
agregacji preferencji jednostek składających się na tę populację. I to, najprościej mó-
wiąc, jest wielkim problemem demokracji, zwłaszcza liberalnej.
Inny kłopot z zasadą większości, który może wystąpić, gdy wybieramy przedsta-
wicieli w okręgach jednomandatowych, ilustruje przykład zaprezentowany na rysunkach
1-3 (źródło: Golański, Kasprzyk 1999: 34).
LPL
Ryc. 1. Rozkład preferencji
w elektoracie: L = 4 wyborców,
P = 5 wyborców
PPL
LPL
Ryc. 2. Rozdział mandatów
w 3 okręgach (poziomych):
L = 1, P = 2
PPL
LPL
Ryc. 3. Rozdział mandatów
w 3 okręgach (pionowych):
L = 2, P = 1
PPL
Przykład pokazuje, jak podział na okręgi przy stałych preferencjach wyborców róż-
nicuje rozkład mandatów i może prowadzić do sytuacji, w której partia mniejszościowa
(L) uzyskuje więcej mandatów niż partia większościowa (P). Do kwestii tej wypadnie
jeszcze powrócić.
LPP
LPP
LPP
Teoria demokracji a reguły wyborów
29
.
Z wiedzy, że nie ma doskonałych reguł
wyborów, nie wynika jednak niemożność oceny, na ile konkretne ordynacje wyborcze
realizują demokratyczne postulaty. Te postulaty też są przedmiotem ożywionej dyskusji
(Sartori 1994; Dahl 1971), bywają wobec siebie konfliktowe (Raciborski 2001a), a nade
wszystko w zderzeniu z praktyką muszą być przyjmowane w ich słabszej postaci (np.
omówiona dalej zasada proporcjonalności wyborów). Inaczej mówiąc, są lepsze i gorsze
ordynacje, gdy ocenia się je z punktu widzenia celów, którym mają służyć wybory
i przyjmowanej hierarchii tych celów. To z kolei nakazuje uwzględniać w takiej analizie
konkretnohistoryczne okoliczności stosowania danego prawa wyborczego i widzieć
systemowe imperatywy. Przy takim zamiarze nieuniknione jest jednak mieszanie dwóch
analitycznie odrębnych perspektyw: perspektywy normatywnej teorii demokracji z pers-
pektywą deskryptywną. W dalszej części artykułu będę to właśnie czynił, gdyż trudno
socjologowi pozostać w okowach teorii normatywnej, stanowiącej raczej domenę filo-
zofii politycznej. Odniosę się do polskiego prawa wyborczego i dyskusji o jego zmia-
nach, co dodatkowo podkreśla praktyczny charakter analizy.
1
Te warunki określają aksjomaty Arrowa, które podaję za M. Kamińskim (1994: 82), w stylizacji
pomijającej formalny zapis: U – wynik głosowania jest zdefiniowany zawsze, niezależnie od pre-
ferencji wyborców; P – jeśli wszyscy głosowali na x w parze z y, to w wyniku głosowania x wygry-
wa z y; I – wynik głosowania zależy wyłącznie od alternatyw x i y, alternatywy nieistotne nie mają
nań żadnego wpływu; D – nikt nie ma władzy dyktatorskiej. Wykład twierdzenia Arrowa, dyskusję
jego implikacji, w tym dla wyborów politycznych, zawierają w literaturze polskiej obok przywoła-
nego artykułu Kamińskiego, m.in. prace: Lissowski (2001); Sosnowska (2000); Haman (2003).
Jest rzeczą znamienną, że w Polsce problematyką teorii wyboru społecznego, również w politolo-
gicznych zastosowaniach, zajmują się socjologowie (w szczególności krąg prof. G. Lissowskiego
z Instytutu Socjologii UW z jego amerykańskim odgałęzieniem – P. Świstak i M. Kamiński), eko-
nomiści (zespoły prof. J. Wilkina z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW i prof. H. Sosnowskiej
z Instytutu Ekonometrii SGH), a w bardzo małym stopniu czynią to politologowie.
Zasada większości zawodzi także w sytuacji oczywistej, o czym trzeba dla porządku
wspomnieć, gdy dwie lub więcej opcji (alternatyw – w terminologii teoretyków racjonal-
nego wyboru, do której nie mogę się przekonać) otrzymują równą liczbę głosów. W wy-
borach politycznych ordynacje na ogół przewidują taką możliwość i często stanowią, iż
w takich przypadkach rozstrzygnięcie następuje drogą losowania.
Nie jest moim głównym celem pokazanie ułomności reguły większościowej.
Ułomność wszelkich reguł demokratycznego wyboru udowodnił już dawno ekonomista
Kenneth J. Arrow w słynnym twierdzeniu o możliwości, które upowszechniło się pod
nazwą: twierdzenie o nieistnieniu. Jego ogólny sens, ważny dla naszej problematyki,
wyraża się w sformułowaniu, iż przy wyborze spośród co najmniej trzech alternatyw
(opcji), dokonywanym przez co najmniej dwóch wyborców, nie istnieje reguła agregacji
preferencji indywidualnych, która jednocześnie spełniałaby przyjęte ogólnie norma-
tywne warunki demokratycznego głosowania
1
30
Jacek Raciborski
Kwestia stabilności reguł wyboru
Adam Przeworski, jeden z najbardziej wpływowych współczesnych teoretyków
demokracji, określił demokrację mianem systemu zinstytucjonalizowanej niepewności.
Niepewność ta dotyczy przede wszystkim rezultatów demokratycznego procesu, a nie
jego reguł (nieco upraszczam i pomijam pewne sygnalizowane przez tegoż autora niu-
anse) (Przeworski 1991). Pewność co do reguł jest podstawowym warunkiem zaakcep-
towania rezultatów demokratycznego procesu przez partię przegrywającą wybory
2
,
jednym z podstawowych warunków legitymizacji systemu politycznego. Nie oznacza to
oczekiwania absolutnej niezmienności wszelkich procedur demokracji, w tym reguł
wyborów. O reguły też toczy się stały przetarg, z tym że nie powinny być one narzucane
przez doraźne większości. We współczesnych demokracjach winny być negocjowane
i uzgadniane między głównymi uczestnikami procesu politycznego, by w końcu dojść
do sytuacji skonsolidowanej demokracji, czyli sytuacji, w której – według słynnego już
powiedzenia Przeworskiego – nikt nawet nie wyobraża sobie, że możliwe są inne reguły
gry w tym mieście. Wreszcie ostatni argument, który wyrażę słowami Lijpharta (1998:
77) – zorientowanego empirycznie badacza systemów wyborczych: „W dodatku, co
trzeba wyraźnie powiedzieć, powinny istnieć i istnieją moralne ograniczenia zmian reguł
wyborczych. Zdrowa rywalizacja wymaga, aby system wyborczy – podstawowe reguły
demokratycznej gry wyborczej – był szeroko akceptowany i niezbyt często zmieniany.
W szczególności nie powinien być zmieniany w imię partykularnych celów”.
W praktyce politycznej prawo wyborcze rzadko jest traktowane jako ustrojowy
fundament państwa. W Polsce to wręcz ulubiona zabawka w rękach polityków, którą
bawią się przy absolutnej bierności obywateli. Bierność ta jest zrozumiała, gdyż inży-
nieria wyborcza i ocena jej skutków wymaga sporej kompetencji, której nie można
oczekiwać od obywateli. Zarazem ten brak zaangażowania po stronie elektoratu ułatwia
wąskoinstrumentalne posługiwanie się prawem wyborczym. Obserwujemy przy tym, iż
biegłość polskich polityków w posługiwaniu się tym instrumentem staje się coraz wyż-
sza
3
. Zaczęło się od niefortunnej skrajnie proporcjonalnej ordynacji uchwalonej w 1991
Najbardziej syntetyczna definicja demokracji zaproponowana przez Przeworskiego (1991: 119)
brzmi: „Demokracja to system, w którym partie polityczne przegrywają wybory”. Istnienie partii
wygrywających wybory takim kryterium nie jest: wystarczy przywołać systemy polityczne, w któ-
rych wygrywa stale jedna partia. Trzeba jednak zachować ostrożność w dezawuowaniu systemów,
w których zwycięzca jest stale ten sam. W Szwecji od 1932 do 1976 roku stale rządziła partia socjal-
demokratyczna, a i później jedynie incydentalnie do władzy dochodziły inne ugrupowania.
3
M. Kot w niepublikowanej pracy magisterskiej pt. „Analiza skuteczności partii politycznych w
grach o ordynację wyborczą w Polsce” (promotor G. Lissowski) wykazał na przykładzie analizy
stanowisk partyjnych wobec poprawek do ordynacji sejmowej uchwalanej w 2001 roku, iż – poza
nielicznymi wyjątkami – partie optowały za poprawkami, które rzeczywiście przynieść mogły im
maksymalizację wypłat w formie mandatów.
2
Teoria demokracji a reguły wyborów
31
roku, która przyczyniła się (chociaż nie wyłącznie) do wielkiej fragmentacji parlamentu
4
.
Odpowiedzialne za ten stan były niektóre parametry systemu wyborczego, zwłaszcza
brak prawnych progów oraz metoda Hare’a – Niemeyera, ale także wyjątkowe rozpro-
szenie preferencji wyborców, skoro partia zwycięska (UD) uzyskała tylko nieco ponad
12% głosów. Ten argument, a także symulacja rozkładu mandatów przy założeniu 5%
progu na poziomie krajowym przeprowadzona przez S. Gebethnera (1992: 61), wyka-
zująca, iż w tej sytuacji i tak do Sejmu weszłoby 9 ugrupowań, nakazuje widzieć ogra-
niczenia wpływu reguł wyborów na ich wynik.
Zasadnicza zmiana ordynacji, ale w ramach systemu proporcjonalnego, nastąpiła w
1993 roku i traktować ją można jako reakcję na dysfunkcje związane z fragmentacją
parlamentu I kadencji. W tym sensie była racjonalną próbą wpłynięcia na kształt
systemu partyjnego za pomocą zmian prawa wyborczego. Wprowadzono relatywnie
wysokie progi warunkujące udział w podziale mandatów (5% dla partii, 8% dla koalicji
i 7% uprawniających do udziału w podziale mandatów z listy krajowej), jako metodę
przeliczania głosów na mandaty przyjęto metodę d’Hondta, która w tendencji sprzyja
zwycięzcy, ustanowiono wiele małych okręgów wyborczych i utrzymano listę krajową,
pogłębiającą dysproporcjonalność rozdziału mandatów w stosunku do rozkładu głosów.
Ta ordynacja i skutki przez nią wywołane będzie zapewne przywoływana, i to z wielu
powodów, w polskich podręcznikach teorii wyboru społecznego, które zapewne wkrótce
zostaną napisane. Po pierwsze, nominalnie proporcjonalna ordynacja wywołała skutki
tak dysproporcjonalne, że rzadko spotykane nawet w systemach większościowych. SLD
i PSL uzyskując łącznie nieco ponad 35% głosów, zdobyły 66% mandatów. Po drugie,
doświadczenie to egzemplifikuje, że wszystkie parametry systemu są istotne, a nie tylko
absolutyzowana w polskiej debacie metoda przeliczania głosów na mandaty (oprócz
progów wielki wpływ na dysproporcjonalność wywarła duża liczba małych okręgów). Po
trzecie wreszcie, w procesie jej uchwalania część partii źle kalkulowała swoje interesy,
a po jej wejściu w życie przyjęła błędne strategie wyborcze. Błąd polegał na braku
strategii koalicyjnych wśród małych partii. Na ugrupowania, które progów nie prze-
kroczyły, padło ponad 34% głosów. Nie tyle zostały one „zmarnowane”, „stracone” – jak
piszą publicyści – ile zawłaszczone przez dwa zwycięskie ugrupowania. Zapewne
przyszły podręcznik podkreśli w tym miejscu, iż nie tylko kontekst instytucjonalny jest
ważny dla wyniku wyborów, ale i racjonalna odpowiedź politycznych aktorów na ramy
instytucjonalne, w których zmuszeni są działać. Instytucje są zbiorem wymyślonych
Pomijam wybory 1989 roku z tej racji, iż nie spełniały one kryteriów wolnych wyborów. Ana-
lizując ówczesną ordynację, M. Kamiński (1997) twierdzi, iż tzw. strona rządowo-koalicyjna po-
pełniła błąd w jej negocjowaniu (z punktu widzenia kryterium maksymalizacji liczby mandatów)
prawdopodobnie z powodu niedostatku wiedzy technicznej o systemach wyborczych. Winna for-
sować system STV. Kontestuję część jego argumentów, patrz Raciborski (1997: 34).
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]